![]() | Komiksy > Recenzje > Rebellion #14 | nasze bannery |
![]() ![]() ![]() |
|
Dziewięć miesięcy po bitwie o Yavin ![]() Komandor D'Vox: "Skywalker, if you somehow survive this night, I promise you... I swear I will find you." No i tak oto kończy się historia trzeciej miniserii cyklu "Rebellion". Na szczęście czy niestety? Trudno powiedzieć, bo cykl ten, podobnie jak "Dark Times", jest absolutnie nieprzewidywalny. O ile np. w każdym kolejnym zeszycie "KOTOR-a" tudzież "Legacy" otrzymujemy podobny poziom, raz windujący bardziej w górę lub w dół, o tyle tutaj poziom potrafi się wywrócić do góry nogami dosłownie z zeszytu na zeszyt. Jeszcze bardziej widać to patrząc na miniserie: pierwsza "Dark Times" genialna, druga tragiczna... A w "Rebellionie"? Pierwsza miniseria marna, druga najlepsza pod słońcem, a trzecie... no właśnie. "A tak dobrze żarło, i zdechło" - chciałoby się rzec. Po przeciętnym początku i cudownym środku nadszedł niestety równie przeciętny koniec. Poprzedni zeszyt był jednym z najlepszych, jakie czytałem (diagnoza: kluczem do sukcesu jest brak Skywalkera), zaś ten jakby na łeb na szyję leciał by pozamykać wątki i nie starczyło mu czasu na nic więcej. Skutek tego jest oczywisty: przewidywalność i brak tak pożądanego "suspensu". A co do fabuły - to jak wiadomo wszystko musiało się zakończyć, a kto miał przeżyć ten przeżył. Co ciekawe Barlow tym razem nie zdecydował się na ubicie żadnej z postaci drugoplanowych, a nawet zostawił sobie kolejny cliffhanger na późniejsze przygody. Nie jestem pewien czy to dobrze, wszak Hitchcock mawiał, że nic tak nie ożywia akcji jak trup. Odnoszę wrażenie, że to co było sukcesem poprzedniej miniserii "Rebelliona" to właśnie odpowiednia ilość zwłok w finale akcji... Tu zaś wyszło sztampowo, czyli jak zwykle.
I co jeszcze jest przykre - nie da się wiele powiedzieć o fabule, bo jej po prostu nie ma. Ot przylatują, zabierają kogo trzeba, na końcu parę przewidywalnych dialogów, morał z happy endem i jakby nie parę ładnych eksplozji to byśmy zupełnie nic z tego nie wynieśli. Nieodparcie przychodzi mi do głowy myśl, że była to historia na pięć zeszytów. W sytuacji ściśnięcia jej do czterech końcówka niestety musiała wyglądać tak a nie inaczej.
Tak czy siak "Small Victories" niestety okazało się "small". Ale miało momenty i kogoś tam na początku zabiło, nadto zrobiło bardzo urodne wybuchy, więc jako miniseria nie jest złe. Bądź co bądź wyprowadzenie legendy B-wingów na światło dzienne ma plus. I ja odczuwam smutek, że jeszcze tylko rebellionowy "Vector" i seria idzie do lodówki. Bo jakby nie patrzeć, to właśnie zmagania Rebelii z Imperium tworzą wspaniały rdzeń Gwiezdnych wojen, od którego mogą odbijać inne gałęzie. I im ten rdzeń mocniejszy, tym przyjemniej jest nam zagłębiać się w to uniwersum. A "Rebellion" ma w sobie jeszcze duży potencjał na przyszłość. Z wytęsknieniem czekam więc na odhibernowanie serii po zakończeniu okresu fascynacji "Wojnami klonów". Czego sobie i Państwu szczerze życzę. Wedge[13. 07. 2008] Fabuła: 5/10 Scenariusz: Jeremy Barlow Rysunki: Colin Wilson Kolory: Wil Glass Okładka: Colin Wilson Wydawca: Dark Horse Comics, czerwiec 2008 W następnym zeszycie: Rebellion #15 ![]() Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd. Website content (C) ICO Squad, 2001-2016 |