![]() | Komiksy > Recenzje > Knights of the Old Republic #31 | nasze bannery |
![]() ![]() ![]() |
|
Knights of the Old Republic #31: Turnabout 3963 lata przed bitwą o Yavin ![]() Lucien Draay: "Mój ojciec powinien tu być, a nie ja" Ostatnimi czasy, z niemałym rozbawieniem, odkryłem dość zabawną rzecz. Otóż moi szanowni koledzy-recenzenci z innych polskich portali nabrali pewnego irracjonalnego przyzwyczajenia do nadużywanie zwrotu: "komiks trzyma/nie trzyma poziomu". Słowem opanowali do perfekcji brzydką, i nieprzystającą w sumie do recenzji, maniery, żeby miast rozważać plusy i minusy koncepcji i wykonania poszczególnego zeszytu, przede wszystkim rozwodzić się nad tym jak bardzo zeszyt ów jest, lub nie jest, podobny et cetera do jakieś większej całości: serii, podserii, miniserii. Pytanie tylko, po co? One-shoty czy pomniejsze serie w ramach większych często konstruowane są celowo inaczej (z różnym natężeniem humoru, powagi, akcji, dialogu itd.) i to nie tylko w zależności od zmieniających się autorów, ale także od zmieniających się pomysłów tych samych autorów. Weźmy takiego Johna Jacksona Millera. Vector od Exalted faktycznie dzielą lata świetlne, choć oba tworzone są na zdecydowanie różnych zasadach i występują w krańcowo innych "wagach". Podejmują zupełnie różne tematy korzystając z innych środków i tylko stopień jakości wykonania tych środków powinien być rozważany, a nie wszystko inne. Zatem propagowane przez nich całościowe podejście prowadzi do dość groteskowej i jakże poprawiającej nastrój aberracji.
Sam komiks jest rodzajem wypełnienia między zebraniem dowodów na mataczenie the Covenantu (Vector i Exalted), a decydującą rozgrywką Zayne'a z Draayami (rozpoczęty wybornym pierwszym zeszytem czteroczęściowy Vindication). Dlatego też skupia się na konkretnym zdarzeniu, tj. przeniknięciu Zayne'a i Grypha na Coruscant. JJ Miller wywiązał się z tego odcinka nienajgorzej, choć faktycznie samo ominięcie blokady jest troszkę kulejącym wątkiem - jego "umiarkowanie zaskakujące zakończenie". Poza dość rozbudowanymi dylematami i rozterkami wewnętrznymi na pokładzie statku Moomosów (jak się okazuje: kobiety zawsze mają rację) co nieco dzieje się na powierzchni Coruscantu oraz na flagowym okręcie Saula Karatha, który deliberuje z syczącym mistrzem Xamarem. Ta ciągnąca się wymiana argumentów może naprowadzić nas na trop, że admirał coś kombinuje, bowiem jego słowa są zaskakujące. Natomiast Xamar nabiera sceptycyzmu co do sprawy Carricka i jego własnego the Covenantu. Podobnie ciekawie rozwija się postać Luciena Draaya. Mistrz przyjęty w poprzednim zeszycie w szeregi Rady Jedi w trakcie urządzania swego nowego biura długo rozmyśla o swoim tragicznie zmarłym ojcu. Po przyjrzeniu się tym przemyśleniom można dojść do wniosku, że Lucien jest zagorzałym idealistą i właśnie szczera i bezkompromisowa wiara w wartości doprowadziła go na ten skraj szaleństwa. A kto kieruje Lucienem i wykorzystuje the Covenant do swoich ciemnych sprawek dobrze wiemy... Tymczasem na Coruscant Mistrzowie Vrook i Vandar Tokare spotykają się z Alkiem (czy też Alekiem). Ten ukrywa się pod "zaskakującą" przykrywką kapitana Malaka. Prawda, że się kojarzy? Jest z nim Shel Jelevan. We dwoje starają się przekonać obu członków Rady, że Zayne jest niewinny. Znajdują podatny grunt wobec wcześniejszych podejrzeń Vandara odnośnie do Draayów. Zwraca na siebie uwagę frapujący środek lokomocji, którym porusza się Mistrz Tokare. Pojawia się także na zasadzie "guest starring" dzielny pilot Carth Onasi, który przymyka nieco oko, dzięki czemu Zayne ma szansę ominąć blokadę. Jednak jak pokazuje "umiarkowanie zaskakujące zakończenie", nie wszyscy dają się nabrać. Zeszyt ciekawy w pomyśle i konsekwentny. Wielu zarzuca mu ubogi scenariusz, ale co wykazałem, taki był cel. Turnabout to rozdzielenie dwóch podserii, a zarazem łącznik między nimi. Stąd skupienie się na jednym aspekcie oraz mocno wybijająca się od rysunków Bonga Daza i Briana Chinga kreska. Bowiem właśnie, za rysowanie zabrał się Alan Robinson. Jego kreska jest bardzo charakterystyczna i raczej nie posiada zwolenników, co najwyżej osoby ją tolerujące. Co ciekawe to drugi zeszyt SW w wykonaniu Alana i znowuż one-shot. Widocznie przypadła mu taka rola. Sam styl nie zmienił się prawie wcale od czasu 22. Legacy. Trochę zaniedbuje dalszy plan oraz wykazuje ciekawą tendencję do karykaturowania postaci, vide Mistrz Tokare, który chwilami przypomina gremlina. No i Zayne Carrick zyskał nowe wcielenie. Tym razem co prawda bez wystającej brody, ale za to z pustym, zdumionym spojrzeniem oraz niesamowitym zaczesem na bok na głowie. Od biedy przyczepić się też można do macek na twarzy Xamara, które są wyjątkowo sztywne i nieruchome, co wygląda śmiesznie. Wszystko to nie zmienia faktu, że John Jackson wie co robi i mimo pewnych niedociągnięć udaje mu się wytwarzać zadowalający efekt. A gwoździem numeru zostaje Gryph gaśnicą walczący z ogniem. Baca[22.09.2008] Tytuł: Knights of the Old Republic #31: Turnabout Scenariusz: John Jackson Miller Rysunki: Alan Robinson Kolory: Michael Atiyeh Okładka: Brian Ching i Michael Atiyeh Wydawca: Dark Horse Comics, lipiec 2008 W następnym zeszycie: Knights of the Old Republic #32 ![]() Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd. Website content (C) ICO Squad, 2001-2016 |